Reklama
Uciechy naszych pradziadków, czyli seks z historią w tle

Życie seksualne w zasadzie powinno interesować jedynie osoby bezpośrednio zaangażowane. Rzeczywistość jest jednak inna - „rozwiązłość" oburza wielu ludzi, zwłaszcza starszych; którzy często podkreślają, że świat się stacza, a rozpusta coraz bardziej triumfuje. Czy rzeczywiście pod tym względem jest dziś u nas  gorzej niż przed laty? Naukowcy postanowili to sprawdzić.

Seks - działanie konieczne, acz ryzykowne 

Z ewolucjonistycznego punktu widzenia akt seksualny to działanie konieczne, acz ryzykowne. Zajęte sobą osobniki, nie zwracające uwagi na otoczenie mogą paść łatwym łupem drapieżnika. Praludzie, świadomi zagrożeń, w szale miłosnych uniesień chowali się więc w zaroślach.

Niechęć do upubliczniania stosunków seksualnych przetrwała do dziś. Dlatego o tym, jak wygląda seks w skali całego społeczeństwa, dowiedzieć się można praktycznie tylko z anonimowych ankiet.

Pierwsze takie ankiety przeprowadzono w Polsce ponad 100 lat temu (w 1898 oraz 1903/4 roku). Badano  wówczas warszawskich studentów. Warto przyjrzeć się  się ich zwyczajom i porównać ze współczesnymi.

Seksualne teorie i studencka codzienność

100 lat temu oficjalna recepta na udany seks była prosta. Obowiązywało pięć zasad:

  • życie płciowe rozpoczynać miały osoby dojrzałe (mężczyźni co najmniej 25-letni, kobiety 20-letnie), 
  • nie mogło przynosić uszczerbku na zdrowiu, 
  • realizowane być winno jedynie w związkach małżeńskich, 
  • do czasu ślubu oboje młodzi powinni zachowywać czystość oraz  wstrzemięźliwość, 
  • po ślubie małżonkowie musieli być gotowi na wychowanie dzieci.

A jak wyglądała rzeczywistość?

Życie seksualne zaczyna się, choćby symbolicznie, w momencie uświadomienia. Przed ukończeniem 9. roku życia poinformowanych „o tym i owym” zostało 16 procent naszych dziadków i pradziadków (jak się okazuje, niektórzy nawet w wieku lat 3).

58 proc. chłopców odkryło „tajemnicę życia” mając lat 9-12. Odsetek tych, którzy przekraczając 14. rok życia wierzyli w bociana, był znikomy. Wynika z tego, iż większość poznała prawdę w ciągu pierwszych lat gimnazjum. Wiedza ta nie była jednak bynajmniej przekazana przez nauczycieli ani rodziców. Główne źródło informacji stanowił kolega, zwykle tylko odrobinę starszy. Pomocnym źródłem wiedzy okazywała się też służba. Rodzice uświadamiali nie więcej niż 2-4 proc. młodzieńców.

A jak jest dziś? Ze współczesnych badań wynika, że dziś o tym wszystkim młody Polak dowiaduje się najczęściej mając 12–13 lat.

Jak widać, wiek wtajemniczenia niespecjalnie się zmienił. Budząca się wraz z hormonami ciekawość musi zostać w porę zaspokojona - i pod tym względem jest dziś tak samo, jak przed stuleciem.

W sidłach zgubnego nałogu 

Autor ankiety z 1898 roku zaznacza, że chłopcy "na ogół wpadali w jeden z najpospolitszych, a bardzo zgubnych nałogów wieku młodocianego". Ma na myśli "nałóg onanizmu".

Masturbacja, uważana dziś za naturalny etap życia płciowego, na przełomie XIX i XX wieku uchodziła za grzech, ohydny, godny potępienia występek. Wszak według ówczesnych zasad, jedyną możliwością realizacji popędu płciowego był stosunek małżeński, a i to nie nazbyt częsty. Onanizm powodować miał  "naprężenie nerwów", histerię, kłopoty w nauce, trądzik młodzieńczy (a któż go nie miał), anemię, wyrastanie owłosienia na wnętrzach dłoni oraz błon pomiędzy palcami oraz cały szereg chorób, mogących kończyć się nawet śmiercią.

Mimo tych przestróg, 64 proc. badanych studentów przyznało się do masturbacji.

W kierunku zdrowszej praktyki 

Świadomość zgubnych skutków onanizmu zachęcała do tego, by zrywając z „ohydnym i szkodliwym nałogiem” podejmować działania zdrowsze, co wiązało się z inicjacją seksualną.

Ta następowała zwykle pomiędzy 16. a 20. rokiem życia. Według ankiety z 1898 roku, żaden ze studentów nie rozpoczął życia płciowego wcześniej niż przed ukończeniem 13 lat.

Spośród osób badanych kilka lat później około 7 proc. przyznaje, że inicjację przeszło przed czternastymi urodzinami; zdarzyły się też pojedyncze przypadki, gdy "demoralizatorką dla dziecka siedmioletniego była bona", a "dla pięcioletniego niańka trzynastoletnia". W 1898 roku tylko 15 proc. studentów nie przeszło inicjacji, a warto zaznaczyć, że wśród respondentów, tylko jeden był żonaty!

Przeciętny wiek rozpoczęcia życia płciowego - wg. obu ankiet - to jednak 16,6 i 16,36 rok życia. Pod tym względem różnica między obu badaniami jest tak mała, że nieistotna.

A dziś? Współczesny statystyczny Polak inicjację przechodzi w wieku 17,7 lat. Dziewczęta odrobinę wcześniej, chłopcy później. Odsetek „doświadczonych” przed czternastymi urodzinami - jak przed laty -  oscyluje wokół 7 procent populacji.

W poszukiwaniu dawczyń rozkoszy 

Pierwsze stosunki naszych pradziadów – jak sami przyznają - do udanych raczej nie należały. Tylko jeden z ankietowanych w 1904 roku zeznał, że pierwszy stosunek odbył z ukochaną. Dawczyniami rozkoszy najczęściej były służące (dla 30 procent respondentów) i prostytutki (40 procent). Reszta przeżyła to w ramionach robotnic, wieśniaczek, szwaczek, panien sklepowych oraz innych przedstawicielek najniższego stanu ówczesnej Warszawy.

Kolejne stosunki odbywali ówcześni studenci najczęściej z tzw. rogówkami, czyli najtańszymi prostytutkami, oferującymi wdzięki na rogach ulic. Z ich usług korzystało 65 proc. studenterii. Na płatną rozkosz studenci byli praktycznie skazani, nie posiadali bowiem zwykle miejsca, gdzie mogliby przyprowadzić wybrankę, a „profesjonalistki” lokum miały.

Studenci nie należeli też do zbyt wiernych. Jeden z nich, zapytany w ankiecie o liczbę partnerek i powód ich zmiany, napisał - "to zależy od każdorazowej zmiany służącej".

Seks w oparach karbolu 

Połowa studentów z przełomu XIX i XX wieku obawiało się chorób wenerycznych. Stosowali więc środki zapobiegawcze, najczęściej prezerwatywy (ok. 10 procent). Aplikowali też sobie na genitalia środki odkażające: sublimat (silnie trujący chlorek rtęci), karbol (fenol), wazelinę, nadmanganian potasu, lapis (azotan srebra). Niestety, nie zawsze skutkowały...

24 proc. respondentów przechodziło choroby weneryczne już w gimnazjum, kolejnych kilkudziesięciu zaraziło się podczas studiów. Cierpieli zwykle na rzeżączkę, ale chorobę traktowali dosyć lekko. Źle leczona, w ok. 80 procentach przypadków przechodziła w ciągnący się latami stan przewlekły, nierzadko prowadzący do bezpłodności. Prócz rzeżączki, życie warszawskiej studenterii urozmaicał syfilis oraz wrzody weneryczne.

100 lat temu, po studiach przychodził czas na stabilizację i małżeństwo. Pradziadowie „w posagu" wnosili osłabione zdrowie oraz bagaż seksualnych doświadczeń, wymagając przy tym całkowitej czystości u małżonki.

Dziś niecałe 4 procent polskiego społeczeństwa zapadło kiedykolwiek na chorobę weneryczną (znakomita większość z tych, którzy chorowali ma więcej niż 55 lat). Polska młodzież od typowych chorób wenerycznych (jak rzeżączka i syfilis) jest nieomal całkowicie wolna.

A zatem - jak jest dziś? Lepiej czy gorzej? Trudno oprzeć się wrażeniu, że zaskakująco podobnie.

 

Przedstawione powyżej dane historyczne pochodzą z pracy Agnieszki Weseli pt. „Życie seksualne warszawskich studentów na przełomie XIX i XX wieku", opublikowanej w portalu internetowym www.historia.pl Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Najnowsze dane na temat seksualności młodych Polaków pochodzą z aktualnego dorocznego raportu firmy Durex.

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Podziel się
Następny artykuł

Właściwa dieta ma bardzo duże znaczenie dla potencji zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet. Aby osiągnąć jeszcze lepsze efekty, można sięgnąć po suplemen... czytaj dalej